Zbierałam się do tego już od pewnego czasu, bo wiadomo - niepasteryzowane, o zawartości tłuszczu około 4% - samo zdrowie! Jednak jakoś zawsze mi było pod Lotnię nie po drodze. I jakiś taki niewytłumaczalny lęk przed takim mlekiem. Nie piłam mleka "od krowy" już pewnie z 15 lat. Ja wiem, jak mój żołądek zareaguje na tą cała mikroflorę?
Dziś wreszcie dzień był odpowiedni. Stanęłam przed maszyną z garścią drobnych. Najpierw kupiłam butelkę za całe dwa złote po to, żeby przekonać się, że jest to dokładnie taka sama plastikowa butelka, w jakiej po 1,78zł sprzedawane jest mleko w Biedronce. Następnie ustawiłam drogocenną butelkę pod podajnikiem, wrzuciłam odliczoną kwotę i wybrałam odpowiednią opcję (1 litr). Buchnęło zimnym powietrzem, obniżyła się rurka i poleciało z niej świeże mleko...
I poczułam ulgę! Hurra! Lęk zniknął! To wcale nie jest mleko od krowy, to jest mleko z automatu! Sam fakt, że ktoś je przelał z wiadra do tej maszyny, już tak krótki proces wystarczył, żebym przestała patrzeć na nie jak na "jeszcze ciepłe" mleko ze wsi. To było zupełnie cywilizowane mleko dla mojego cywilizowanego podniebienia :-)