Moja siostra pracuje w laboratorium towaroznawczym. Nie jest to miejsce normalne. Co i rusz przynosi do domu przebadane pozostałości próbek. Były przyprawy, były czekoladki, było i pesto. Jednym z działów firmy jest laboratorium analizy sensorycznej. Różne rzeczy badają jego pracownicy. Były keczupy, były knedle, bywała wódeczka. Nieraz już wesoło w domu było, gdy opowiadała o przeprowadzanych badaniach, dziś jednak przebiła wszystko. Zauważyła ostatnio kilku pracowników chodzących w godzinach pracy w nietypowym dla nich obuwiu. Starsza pani Grażynka nosiła dumnie glany, kierowniczka Hania śmieszne adidaski. Wreszcie Krysia również w glanach, która w poniedziałki zazwyczaj wyrywa się na dwie godziny na uczelnię, a tym razem wygląda, jakby nigdzie się nie wybierała. Okazało się, że w laboratorium analizy sensorycznej testuje się nową markę obuwia. A co konkretnie? ZAPACH! Wyznaczeni pracownicy mieli za zadanie nosić badane buty przez 10 dni po 8 godzin dziennie, a na zakończenie każdego dnia - WĄCHAĆ! Krysia nie poszła w poniedziałek na angielski wstydząc się pokazać w glanach na ulicy, a punkt godzina piętnasta zrzuciła je z siebie, po czym wywaliła ich jęzor na zewnątrz, nos zanurzyła aż po podeszwę i... zaciągnęła się głęboko. "No! Nie śmierdzą skubane!"
3 komentarze:
Haha, dobre, dobre :-)
No nieee, no zwów to samo. Wracam do domu nie dość że miski nie pozmywane chyba od soboty, to jeszcze ten zielony groszek. Tyle razy Ci mówiłem że nie cierpię puszek z groszkiem i kukurydzą, wolę już zjeść chrupki. I nie chowaj mi kocyka przecież wiesz ze muszę odespać.
No wiesz! A co to tylko ja od misek jestem?! A kocyk zawsze wala się to tu to tam, no tak - rozumiem, że kiedy leży wreszcie na swoim miejscu to trudno go znaleźć! A poza tym, jakbyś nie balował do nocy, nie musiałbyś odsypiać.
Prześlij komentarz