czwartek, 24 kwietnia 2008

Gdy za głośno...

Rozmowa w knajpie:

- W piątki i w soboty grajkowie grają tu na ż....
- Na żubrze ?????
- Na ż.....!!!
- Na żółwiu ????????!!!!!!!!!!!!
- Na ŻYWO!!!!!!!!!

wtorek, 8 kwietnia 2008

Filozof

Długo niewidziany kolega na pytanie - "Co słychać?":

"Skończyłem filozofię i myślę, co dalej."

wtorek, 1 kwietnia 2008

Po ptokach - anegdoty spóźnione ale dobre

Przed Świętami koleżanka przygotowała wydmuszki dla swojego synka do przedszkola. Zapakowała mu ładnie w watkę i pudełko i wytłumaczyła - ostrożnie, bo się potłuką. Rano starszy biegnie sobie do szkoły i dziwi się młodszemu bratu, czemu ten tak wolno idzie.
"Bo ja mam delikatne jajka" - odpowiedział przedszkolak.
Jak może nie wszyscy jeszcze wiedzą, od pewnego czasu pracuję w urzędzie. Jak to w urzędach bywa, częsta jest korespondencja z innymi jednostkami budżetowymi. Przed każdymi świętami napływają kolejne życzenia z różnych stron. I od Urzędu Pracy nadeszła mailowa kartka - wszystkiego naj naj z okazji Wielkiej Nocy itd. itp. ... A obok zdjęcie - chłopiec stojący przy choince. Patrząc za okno w Wielki Piątek czy Sobotę rzeczywiście można się było pomylić...

wtorek, 18 marca 2008

Rozkojarzona

A tej sytuacji to już byłam świadkiem...

Jedziemy autobusem przez Mazury w kierunku Litwy. Mijane za oknem miejscowości noszą coraz to dziwniejsze nazwy. Coraz większe to zresztą dziury. W pewnym momencie dziewczyna czytając mijana tabliczkę mówi:
- O! Gawlik Mały!
- Nie wiem. Nie znam się na ptakach.-Odpowiada jej koleżanka.

Czujny!

Historia ponoć autentyczna:

Na weselu pan młody jest bardzo spięty. Pech chciał, że ksiądz zapomina jego imienia i tuż przed przysięgą odsuwa mikrofon od ust i scenicznym szeptem pyta:
- Jak pan ma na imię?
Pan młody jakby nie zrozumiał, więc ksiądz powtarza ciut głośniej:
- Jak pan ma na imię?
Wreszcie coś jakby dotarło do oblubieńca i wolno przemówił:
- Pan... Pan ma na imię Jezus.

piątek, 4 stycznia 2008

Jak mi się upiekło...

Mój J. pracuje w niedzielę od 7-ej rano. Będąc tego świadomą już od pewnego czasu po cichu planowałam, jak spędzę sobotnią noc, skoro nie z nim. Dostałam propozycję od zapomnianej koleżanki, żeby wyskoczyć na imprezę. Mojej przyjaciółce zaproponowałam salsę, albo karnawałową milongę. Zastanawiałam się tylko, jak poinformować lubego, że nie będę miała dla niego czasu wieczorem (bo spotykamy się ostatnio głównie w weekendy, więc poniekąd ma do nich prawo). Tymczasem zadzwonił do mnie wczoraj i zapytał, czy nie miałabym ochoty iść w sobotę potańczyć, bo on ma jakieś spore zaległości i sobotni wieczór musi posiedzieć w papierach. Oczywiście nic nie mówiąc mu o swoich planach, okazałam niezadowolenie, przyjęłam wyrazy skruchy i powiedziałam, że trudno - coś sobie zorganizuję... Et voilla! :-)
PS. Nietety znając tego bloga prędzej czy później odkryje prawdę, ale czego nie robi się dla czytelnika?