czwartek, 22 listopada 2007

Zniżka

A opowiadałam Wam kiedyś, jak D. miała udzielić gościowi 10% rabatu a w efekcie doliczyła mu 10% do końcowej faktury? Strzeżcie się recepcjonistek!

Krystyna z gazowni

Jakiś już czas temu zabrakło w moim 5-gwiazdkowym hotelu wody. Po kilkukrotnym przełączaniu mnie z jednej linii na drugą udało mi się wreszcie połączyć. Po dwóch słowach wyjaśnienia, zapytałam, kiedy możemy się spodziewać wody. Usłyszałam - żadnego beczkowozu do państwa nie przyślemy!
Proste :-)

Jak z dowcipu...

Wczoraj przysypiałam własnie w kolejce, kiedy nagle zaczęło się małe zamieszanie. Okazało się, że ktoś wprowadzał niepełnosprawnego na miejsce dla niego własnie przeznaczone, przesadzając przy okazji innego pasażera. Wprowadzanym mężczyzną okazał się niewidomy, natomiast "wybawcą" zupełnie przypadkowy starszy pan. I jak to zwykle ze starszymi panami w akcji bywa, bardzo przejął się swoją rolą. Mówił:
-To ja panu pomogłem, proszę. Niech pan tu usiądzie. A oni nawet nie chcieli panu pomóc wejść do pociągu? I nie pomogli. Ale pan sobie świetnie radzi! Nie widzi pan problemu!
W przedziale zapanowała zawiesista cisza....
-To znaczy.... Nie ma pan problemu....

poniedziałek, 19 listopada 2007

By piękniej...

SMS od siostry:

Właśnie wydepilowałam sobie twarz... Moja nowa maseczka peel-off jest straszna...

piątek, 2 listopada 2007

Punkt widzenia, punkt zagubienia

Hotele miewają rozbudowane podziemia. Nawet po kilku miesiącach pracy, można nie znać wszystkich ich zakamarków. Kilka dni temu A. koniecznie chciała się dostać do pomieszczenia Room Service. Nie mogąc znaleźć odpowiednich drzwi zapytała K. (pracującą u nas juz od kilku lat), czy nie wie, gdzie one są. K. przerażona - Nie widziałam ich! Nic o tym nie wiem! A zginęły?? Rano jeszcze były!

poniedziałek, 29 października 2007

Przebudzenia

Wczoraj zabalowałam z G. trochę dłużej. Położyłyśmy się koło 3 rano. Plan - pobudka o 09:30, potem o 11:00 praktis tangowy. O godzinie 10:45 wpada do mnie do pokoju - "Zaspałyśmy!". Ogłupiała zrywam się z przerażeniem - "Cholera!!! Zaspałyśmy! Ale na co?!"

wtorek, 16 października 2007

Rozmowa kwalifikacyjna na stanowisko Asystenta Jakości

Wczoraj moja siostra usłyszała - "Byłaby Pani idealną kandydatką, gdyby tylko miała Pani prawo jazdy na TIRa."

piątek, 12 października 2007

English is too easy

Uwielbiam ten moment - wchodzi gość.

- Goodevening - wita się.

- Goodevening - uprzejmie odpowiadam.

- Oh! You speak very good english! - słyszę.


I to nie jest dowcip. Zdarzyło mi się już dwukrotnie. Poprzednim razem do oszacowania moich umiejętności wystarczyło facetowi samo "Hi!".

poniedziałek, 1 października 2007

Czyżby kolejny etap?

Pamiętacie, jak kilka miesięcy temu pisałam o moich tangowych kłopotach? Jak to ani jak tańczyć, ani jak stać nie wiedzialam? Minęło trochę czasu i choć nadal zarówno z jednym jak i z drugim mam kłopoty, mniejszą wagę do nich przykładam. Tańczę, bo lubię. I tańczę, bo proszą.
No właśnie... Jak to z tym proszeniem jest....

Istnieje taka niepisana zasada tanguerros, że jedynie panowie proszą do tańca. Panie z kolei nigdy nie odmawiają (są tu wyłaczenia następujące - partnerka może odmówić tanga, jeśli partner jest nietrzeźwy, lub nieświeżo pachnie - praktyczne ;-) ). W tym układzie milongi pełne sa pięknych kobiet oczekujących aż jakiś piękny pan wyciągnie dłoń.

Wybrałam się niedawno na milongę z dwiema zupełnie początkującymi tancerkami. Tłumaczyłam im właśnie przy barze moją teorię na temat powodzenia na tego typu imprezach. Najpierw obejmuje nas urok Początkującej. Początkującą tanguerrę każdy szanujący się tancerz prosi do tańca, by pokazać.... nauczyć.... wprowadzić.. zaimponować prowadzeniem.... Bywa, że nie schodzi ona z parkietu. Potem... Potem jest długo długo nic i wreszcie, kiedy dziewczyna osiągnie już pewien poziom i kunszt znowu do tańca bywa proszoną. Jeszcze nie skończyłam kwestii - "I ja jestem na tym drugim etapie", kiedy podszedł wysoki, znany mi tylko z widzenia mężczyzna i wyciągnął dłoń...
Ledwie udało mi się wyjąkać coś w stylu "Naturalnie". I tej nocy nie schodziłam już z parkietu...

czwartek, 27 września 2007

Joga

Od niedawna do szeregu usług oferowanych przez mój cudny hotel dołaczyły zajęcia jogi. Pani je prowadząca jest osobą specyficzną. Taaaak.... Bardzo specyficzną. Widziałam ją, kiedy przyszła porozmawiać z kierownikiem marketingu celem podpisania umowy. Czekając na panią M. kiwała głową gibiąc sie na fotelu - przygotowywała się do spotkania ;-) Umowa została podpisana pomyślnie i od tygodnia w określone dni tygodnia odbywają się u nas zajęcia. Joginka pojawia się na długo przed planowaną godziną ich rozpoczęcia. Wczoraj, kiedy personel zapytał ją, czy zapalić świeczki odpowiedziała - "Naturalnie! I to minimum dwie! Kiedy to zło wychodzi z innych może spalić się w płomieniu świec, a tak wchodzi we mnie i czuję się potem taka chora...". Apogeum jednak osiągnęła nasza radość, gdy instruktorka przerwała pogawędki, twierdząc że musi (UWAGA!!!!!!!) "połaczyć się z wszechświatem".

sobota, 7 lipca 2007

Jak to zwykle w hotelach bywa w przypadku przyjazdu grupy dział rezerwacji dysponuje zazwyczaj szczegółową listą gości. Jeżeli w pokojach mają być po dwie osoby najczęściej jest to na takowej liście wyszczególnione wraz z wymienieniem nazwisk obu gości. Tak było i w przypadku ostatniej grupy. Lista była długa, a do wszystkich pokoi poprzydzielano po dwie osoby wpisane w dwie kolumny tabeli. Jako że grupa była z Hiszpanii, mieliśmy tam w lewej kolumnie: Jose Maria X a w prawej Isabel Y, dalej odpowiednio: Salvador Z i Sandra XX, Jorge XY i Rosario XZ itd itp aż do końca listy. Tam można było przeczytać nazwiska opiekunów grupy: w lewej kolumnie Bożena J. a w prawej Siostra Józefa. Cóż... rzeczą oczywistą zdawać by się mogło, iż w ostatnim pokoju gościć będzie zakonnica z towarzyszką. Widać oczywistym nie dla każdego! Kolega przeczytawszy listę, zapytał ujmująco szczerze: "A po co nam wiedzieć, czyją ta pani jest siostrą?".

czwartek, 24 maja 2007

Doskonałe uzupełnienie

U nas w domu różne rzeczy się pojawiają regularnie. Co i rusz w przedpokoju znaleźć można felgi do Manty czy listwy do Mercedesa a w kuchni smród żywicy epoksydowej przytłacza wszelkie zapachy kulinarne. Co i rusz ktoś wykrada zmywacz do paznokci, bo właśnie trzeba coś rozpuścić (zastrzegam - rzadko o lakier do paznokci chodzi!!!) albo podkrada stare pończochy bo są do czegoś tam absolutnie niezbędne!

Niedawno skomentowałam dostrzeżony pod biurkiem moich współlokatorów przedmiot - "Zobacz K. - u nas opona pod biurkiem, to rzecz typowa". K. spojrzał i sprostował - "Aniulo, to nie opona, a koło. Koło składa się z opony i z felgi." Wróciła tymczasem z pracy moja siostra, patrzy pod biurko i się dziwi - "Co robi pod naszym biurkiem felga?".

Czy muszę dodawać, że K. tym samym spokojnym głosem wytłumaczył jej tę małą różnicę? Cóż... chyba obie się doskonale uzupełniamy, czyż nie?

niedziela, 20 maja 2007

Znaleziono w „Zeszycie przekazywania zmian” hotelu X:

Nasi „sympatyczni” panowie z 5 pokoi na piętrze mieli „panienkę” w pokojach. Tak – jedną „panienkę” na pięciu! Fuj! Teraz przyszła druga!

poniedziałek, 7 maja 2007

Jak tańczyć

Już po warsztatach, po spontanach i po pierwszej przetańczonej milondze. I co? Czy nauczyłam się jak tańczyć? Po pięciu dniach nauki nie tylko nie nauczyłam się, jak tańczyć. Ja po tych pięciu dniach nadal nie wiem, jak stać!

czwartek, 3 maja 2007

Spontanicznie pomalowała usta szminką....

Salsa rzecz łatwa lekka i przyjemna. Jej podstawy, jej savoir vivre, jej "obrazek" jest przyswajalny w czasie bardzo krótkim. Inną zgoła rzeczą jest tango. Od pewnego już czasu planowałam, by w tanga kroki dać się porwać i wreszcie nadarzyła się ku temu okazja. Warsztaty to zawsze dobry pomysł, a że pokryły się z dość dostępnym dla mnie miejscem i terminem, nie wahałam się długo. Już po pierwszych 15 minutach zajęć zrozumiałam, że nie będzie to zadanie łatwe. Miednica zebrana, pierś w górę, stopy mocno w dół ale stać na śródstopiu, pochylić się do przodu ale nie wypiąć, uwiesić się na partnerze ale nie stracić równowagi. Ech.... Bez komentarza...

Wczoraj wieczorem, namówieni przez "tangeros" ja i mój towarzysz wybraliśmy się na pierwszy tangowy spontan. Tam, jak to zresztą łatwo było przewidzieć, świetni tancerze i piękne tancerki szurali w zadumie po parkiecie. A my? Jak to zresztą równie łatwo przewidzieć, siedzieliśmy na ławeczce spoglądając z zachwytem i onieśmieleniem. Ta równowaga została zachwiana w chwili, gdy zostałam poproszona do tańca przez znanego mi już doświadczonego tancerza. Krzysztof, świadom mej "niedoskonałości", uprzejmie zapytał, czy życzę sobie, aby udzielał mi wskazówek, czy też nie. Z pokorą odparłam, że oczywiście - rady są zawsze cenne i z góry za nie dziękuję, ale proszę, by czasem powiedział mi też coś miłego. Krzysztof spojrzał na mnie przenikliwie, podumał chwilę i powiedział - "Masz piękny kolor szminki".

Pikanterii historii dodaje fakt, że usta malowałam w drodze na spontan - a zatem w ciemnym, jadącym po jak zawsze świetnej jakości polskich drogach i uliczkach. Łatwo zatem wyobrazić sobie jakość makijażu wykonanego w tych warunkach. Krzysztof nie mogąc pochwalić pięknie pomalowanych ust musiał zadowolić się pochwałą ich koloru!

sobota, 7 kwietnia 2007

Wielkanocne jajo

Wczoraj biegałysmy po sklepach, wiadomo - ostatnie sprawunki zazwyczaj ciągną się w nieskończoność. Tak łatwo przy tym o spadek dobrego samopoczucia. Nam na szczęście z odsieczą przyszła obsługa okolicznego supersamu. Pośród niezliczonych wielkanocnych słodkości znaleźć można było następujące cuda: "Czekoladowy zajączek" w kształcie zajączka, "Czekoladowy kurczak" w kształcie kurczaka, "Czekoladowe jajo" w ksztłcie jaja oraz "Czekoladową figurkę" w kształcie...... kaczki.

niedziela, 1 kwietnia 2007

Barszcz Ukraiński

Tak się składa, że gościła u nas grupa prominentnych Ukaińców. Dziś o świcie zabierał ich na lotnisko służbowy bus. Kierowca był poddenerwowany w obawie przed spóźnieniem. Stojąc przy recepcji obdzwaniał kolejne pokoje. "Może robią Panu jakiś Prima Aprilis i właśnie wychodzą oknem?" zażartowałam. "A tam na Ukrainie w ogóle mają Prima Aprilis?" zapytał stojący obok kolega z Ochrony. Facet chwilę się zadumał - "Oni? Tak... Oni Prima Aprilis maja cały rok."

środa, 28 marca 2007

Śniadanie rzecz względna

Zazwyczaj rozpoczynam pracę o 7-ej rano. W drodze do pociągu mijam sklepik otwarty od godziny 6-ej. Kupuję tam jakąś bułkę i serek na śniadanie, a w kolejce stoję za panami w średnim wieku kupującymi zgoła inne produkty - piwo, wino marki WINO a czasem nawet ćwiartkę.W miniony poniedziałek szłam o poranku na kolejkę o nieludzkiej godzinie 6:24. Gdzieś po drodze minęłam starszego gościa w.... spodniach od piżamy!!!! Przez chwilę nawet pomyślałam, że to może jakiś zagubiony starszy pan z problemami z tym mężczyzną na A... no.... z Alzheimerem! Nie wyglądał jednak, jakby potrzebował pomocy, zatem wyprzedziłam go i pognałam na peron. Zauważyłam na trasie, że nasz przydworcowy sklepik jest tego dnia jeszcze wyjątkowo nieczynny i nagle olśnienie! On z pewnością zmierzał w kierunku wodopoju! Już na peronie stojąc zobaczyłam go, jak skręcił w stronę wejścia, idąc ze spuszczoną głową opuszczone żaluzje dostrzegł dopiero, gdy u drzwi stanął. Podniósł wzrok, zasępił się i... ruszył dalej. Z pewnością znalazł śniadanie gdzieś dalej....

wtorek, 27 marca 2007

Międzynarodowo

Dziś przyjechała do mnie do hotelu grupka trzech uśmiechniętych panów. Po zameldowaniu okazało się, że jeden jest z USA, drugi z Irlandii a trzeci wpisał do karty meldunkowej obywatelstwo czeskie. Co ciekawe jeden z nich miał zdecydowanie zarówno imię, jak i nazwisko a także i urodę typowego Hindusa. Zgadnijcie, który - Czech oczywiście! To nie była łatwa zagadka ;-)

niedziela, 25 marca 2007

Wariatkorium

Moja siostra pracuje w laboratorium towaroznawczym. Nie jest to miejsce normalne. Co i rusz przynosi do domu przebadane pozostałości próbek. Były przyprawy, były czekoladki, było i pesto. Jednym z działów firmy jest laboratorium analizy sensorycznej. Różne rzeczy badają jego pracownicy. Były keczupy, były knedle, bywała wódeczka. Nieraz już wesoło w domu było, gdy opowiadała o przeprowadzanych badaniach, dziś jednak przebiła wszystko. Zauważyła ostatnio kilku pracowników chodzących w godzinach pracy w nietypowym dla nich obuwiu. Starsza pani Grażynka nosiła dumnie glany, kierowniczka Hania śmieszne adidaski. Wreszcie Krysia również w glanach, która w poniedziałki zazwyczaj wyrywa się na dwie godziny na uczelnię, a tym razem wygląda, jakby nigdzie się nie wybierała. Okazało się, że w laboratorium analizy sensorycznej testuje się nową markę obuwia. A co konkretnie? ZAPACH! Wyznaczeni pracownicy mieli za zadanie nosić badane buty przez 10 dni po 8 godzin dziennie, a na zakończenie każdego dnia - WĄCHAĆ! Krysia nie poszła w poniedziałek na angielski wstydząc się pokazać w glanach na ulicy, a punkt godzina piętnasta zrzuciła je z siebie, po czym wywaliła ich jęzor na zewnątrz, nos zanurzyła aż po podeszwę i... zaciągnęła się głęboko. "No! Nie śmierdzą skubane!"

piątek, 23 marca 2007

Marcówka

Jak to zwykle z kijkami bywa, każdy ma dwa końce (no może poza procą). Mój kijek jako kijek standardowy też dwa końce posiada, a przynajmniej ten, o którym opowiedzieć odrobinę zamierzam. Tak się fatalnie i zarazem cudnie (i tu pojawia się właśnie ono porównanie do kijka i jego końców dwóch) złożyło - moja najlepsza baba pod słońcem (w sumie żadna z nas nie lubi słowa "przyjaciółka" - czyżby zdewaluowało się w podstawówce??) wybrała sobie za miejsce studiowania miasto Kraków. Fatalnie, bo z oczywistych względów (głównie egoistycznych) wolałabym ją mieć bliżej tu gdzieś. Cudnie, bo z oczywistych względów (głównie egoistycznych) dobrze jest mieć znajomą, życzliwą postać w mieście tak pięknym, jak Kraków. Wykorzystując "cudny" aspekt jej w okolicy nieobecności a w odległości pobytu, postanowiłam ją odwiedzić. Nie zaraz żeby to było jakieś wyjątkowo niesamowite! Nic z tych rzeczy, wręcz przeciwnie - ilekroć trafi mi się odpowiednio długa luka w grafiku, śmigam w jej kierunku. Tym razem śmignęłam w towarzystwie naszego wspólnego przyjaciela, co w sposób znaczący nadało nowy charakter naszemu spotkaniu.

Oszczędzę czytelnikowi licznych "anigniotków", których urok miał zazwyczaj charakter dość osobisty i nie mam złudzeń - znudzić tylko mogą tych, co uczestnikami wydarzeń nie byli. Nie oznacza to jednak, że nic, z tego, co nas tam spotkało nie jest warte podzielenia się. Co to to nie!

Zacznę może od końca. Stoimy na peronie, czekając na pociąg do Gdyni. Konkretnie - czekamy na pociąg do Gdyni przez Warszawę dla B. Ja w drodze do domu zamierzałam zahaczyć jeszcze o Katowice.Stoimy sobie zatem na peronie, czekamy na pociąg do Gdyni i wesoło rozprawiamy. W pewnym momencie podchodzi do nas jakiś facet i grzecznie pyta mnie, czy to z tego peronu odjedzie pociąg do Warszawy. Udzieliłam uprzejmej odpowiedzi po czym zwróciłam się w stronę moich towarzyszy. "Czy ty masz napisane na czole "Informacja"?" zapytał B. P. z wrodzoną sobie delikatnością odpowiedziała: "Nie, ona po prostu tak głośno mówi, że facet nie miał wątpliwości, że mówi po polsku." Jeszcze nie przebrzmiało ostatnie jej słowo, kiedy podszedł do nas kolejny koleś i zwracając się znowu wyłacznie do mnie zapytał "Excuse me, do you know, if this is the platform for Warsaw?"

I to już byłaby dobra pointa tej historii, gdyby nie fakt, że kiedy czekałam już na swoją lokalną kolejkę pół godziny później, o pociąg do Katowic zapytał mnie jakiś typ na oko wyglądający na Włocha.

Może jednak mam na czole INFORMACJA? Dawno mu się nie przyglądałam, za bardzo w chmurach glowę noszę...

niedziela, 11 marca 2007

Plus/Minus

Postanowiłam się przebadać. Dawno już nie sprawdzałam stanu moich czerwonych krwinek a jako „anemik” powinnam się pilnować, zwłaszcza że trochę ostatnimi czasy chorowałam. Mniejsza o powody, postanowiłam się przebadać i to w każdym rutynowym kierunku. Podchodzę do pani w rejestracji i mówię: „Chciałam zapłacić za badania krwi – morfologia, cukier, OB i HIV”. Nie muszę chyba dodawać, że zwłaszcza ostatnią część wypowiedzi powiedziałam przyciszonym głosem. Pani pogrzebała w papierach, poklepała w komputer i donośnym głosem potwierdza przyjęcie dyspozycji - „Morfologia, cukier, OB. i HIV. Tak? To będzie 55,50.” Już odrobinę ubawiona kładę pieniądze na ladzie a tu jedna z pań w rejestracji pyta drugą: „A po ile jest HIV?”. Zmierzam do laboratorium, wręczam kolejnej babeczce potwierdzenie wpłaty, a ona po chwili studiowania: „W jakim celu robi pani te badanka?”. „KONTROLNYM” odpowiedziałam z szerokim uśmiechem.

Ech… Jeżeli nawet w takich miejscach, jak przychodnia badania tego typu wywołują sensację, to jak przekonać ludzi, że są konieczne i powinniśmy traktować je rutynowo?

Po tym wszystkim fakt, że zapomniałam, że badania te wymagają także przyniesienia moczu i musiałam sprawie zaradzić „na miejscu” nie wydawał mi się już nawet śmieszny.

PS. Minus

Nocne Polaków podróżowanie

Balowałam wczoraj. Balowałam wczoraj pod hasłem Afryka. Z zakręconymi włosami, we wzorzystej spódnicy i czarnej obcisłej bluzce, której zadaniem było imitować czarne ciało. W kolorowym staniku ubranym oczywiście na to „ciało” i w czarnych rękawiczkach. W tym wszystkim i w dobrym… bardzo dobrym humorze (w takim humorze jaki to tylko po dużej ilości shiraz mieć można) wsiadłam do kolejki 00:02. Jadąc, słuchałam salsy, czytałam Sapkowskiego i uśmiechałam się do siebie… bardzo się uśmiechałam. Siedział naprzeciwko mnie chłopak z kurtką na kolanach. Dziwna była ta kurtka i dziwne było to, że ręce pod nią trzymał. Prawą rękę przede wszystkim. Nie należę do osób łatwo bulwersujących się, zwłaszcza, gdy w dobrym humorze wracam z udanego... bardzo udanego wieczoru. Kiedy jednak ruch kurtki stał się jednoznaczny, wstałam ostentacyjnie i przesiadłam się dosłownie jedno miejsce dalej. Nie będzie sobie przy mnie nikt dogadzał bez mojego w tym udziału. Co to to nie!

Siedziałam sobie zatem dosłownie jedno miejsce dalej, nadal w tym wszystkim, nadal salsy słuchając i nadal w dobrym… bardzo dobrym humorze. Na kolejnej stacji usiadł naprzeciwko mnie kolejny chłopak (a ja na brak mężczyzn w swoim otoczeniu narzekam!). Zainteresował się moją książką leżącą obok i tak oto już po chwili snuliśmy dyskusję na temat Sapkowskiego i… Salmana Rushdi!

Ciekawa to podróż była….

środa, 7 marca 2007

Małysza na wrotki...

Wczoraj u siebie w hotelu widziałam dwoje gości na sportowo ubranych zmierzających do samochodu ciągnących za sobą sporej wielkości prostopadłościenną wysoką torbę. Przekonana, że wybierali się na golfa zagadałam w tej sprawie dziś rano. „Szkoda, że wczoraj nie mieliście państwo tak ładnej pogody na golfa jak dziś” powiedziałam z uprzejmym uśmiechem. Gość bardzo zaskoczony spojrzał na mnie i wręcz z niedowierzaniem powiedział, że wczoraj nie grali w golfa, a uprawiali szermierkę. I nagle olśnienie!!! Przecież nazwisko, na jakie był zarezerwowany ten pokój należy do jednej z najbardziej znanych polskich florecistek! Jakież było jej zdziwienie, kiedy, gdy zeszła do recepcji, usłyszała od swego towarzysza: „Powinniśmy pojechać na golfa” :-)

sobota, 17 lutego 2007

Przebojowa Polka

Że jestem przebojowa, wiem nie od dzis, ale wczoraj postanowiłam o tym przekonać innych.
W Gdańsku odbył się jeden z castingów do nowego programu TVP - "Przebojowe Polki", a ja nie mogłam się tam nie pojawić!

Przegapiłam już "SuperTalent, a przeciez gorąco wierzę, ze ów talent posiadam! Pozostaje jedynie kwestia ustalenia, co nim jest. Moze kamera? ;-)

Tak czy siak, program ten jest, jak sama nazwa wskazuje, dla kobiet jedynie, co zwiększa moje szanse o pawie 50% jako ze połowa populacji Polaków nie moze w nim brać udziału!

Dzis czekam na telefon. Dzwoń Nokio! Czemu milczysz?! Nie rób mi tego! Tu chodzi o moją karierę!

Przebojowa Ania

PS. O wybaczenie smiem prosić, jako że z niewiadomych mi powodów Blogger nie pozwala mi dziżycie zmiękczonego "s" uznajęc operację "prawy alt + s" jako akcję "Publish". Podobny (acz bardziej złozony problem) mam z operację "prawy alt + z". Za niedogodnosci przepraszam.

środa, 14 lutego 2007

Readers

I'm wonderinh if anyone reads what I write.

I'm wondering how many people write Bologs that noone reads.

I'm wondering how many people is wondering like me?

niedziela, 11 lutego 2007

A party that I wasn't invited to

This morning I started work at 11. I came to the hotel quite cheerful and merry. A friend of mine asked me for a reason of that. Are you still thinking of a party from last night? I said - no, Im thinking of a party that I wasn't invited to.

Last night was a night for my friend. For couple last months we have had no time for having a bottle of wine together as we had a tradition in the past. When we reached my flat (after visiting our favourite salsa-club "just for a moment" that appeared to be 2 hours moment) we met my flatmate there. Just to let you know I live with my sister and her boyfriend. She was gone to visit my parents. I was supposed to be there as well, so he was hoping to have a flat just for himself.

When we came there just after midnight he was just in the middle of some maintanance-audio-car-radio-sth-sth-work. Unfortunatelly it wasn't too difficult to stop him from doing what he was doing. Instead of drinking white wine with Tomek and watching "Assacination Tango" guys ended up emptying my cupboard drinking all wodka that I had! I went to bed at 2 a.m. and I can easilly remember them exploring my cupboard at 4 or 5 a.m. using a forehead torch!

When I was leaving for work at 10:30 they were still sleeping!

And so much for an evening with an old friend ;-)

piątek, 9 lutego 2007

The next FIRST TIME - hopefully not the last one ;-)

So this is it. My first blog. Finally after years of thinking of it - realisation.

The only question that comes up to my mind is what language to choose. Would be a good practise if I write it all in English - would be more interesting if I stay at Polish. We'll see... For now on, as all inroductions passed in queens language I shall use this for a while, if you don't mind. Anyway please excuse all misteakes that may happen and morover please excuse all phrases in my native language. I may use them quite often (swearing is good thing to do in a ..... let's say "more local language" :P ). (It is not that I'm swearing very often!!! - nothing like that!!!)There are things best to say straight from the heart and my heart speaks polish. FLUENTLY!

So this is it. This is a place, where I should start introduction. As a typical woman I love talking about myself. In fact I love talking about anything! I may talk about you as well, just give me a reason! Ladies and genleman! I have no idea where to start and therefore I will not start at all. You will certainly get to know me shortly, if only anyone looks up here at least one more time (fingers crossed it is one person more than my best friend ;-) ).

Enough of this!

Enjoy, and speak to you soon :-)

ania