piątek, 23 marca 2007

Marcówka

Jak to zwykle z kijkami bywa, każdy ma dwa końce (no może poza procą). Mój kijek jako kijek standardowy też dwa końce posiada, a przynajmniej ten, o którym opowiedzieć odrobinę zamierzam. Tak się fatalnie i zarazem cudnie (i tu pojawia się właśnie ono porównanie do kijka i jego końców dwóch) złożyło - moja najlepsza baba pod słońcem (w sumie żadna z nas nie lubi słowa "przyjaciółka" - czyżby zdewaluowało się w podstawówce??) wybrała sobie za miejsce studiowania miasto Kraków. Fatalnie, bo z oczywistych względów (głównie egoistycznych) wolałabym ją mieć bliżej tu gdzieś. Cudnie, bo z oczywistych względów (głównie egoistycznych) dobrze jest mieć znajomą, życzliwą postać w mieście tak pięknym, jak Kraków. Wykorzystując "cudny" aspekt jej w okolicy nieobecności a w odległości pobytu, postanowiłam ją odwiedzić. Nie zaraz żeby to było jakieś wyjątkowo niesamowite! Nic z tych rzeczy, wręcz przeciwnie - ilekroć trafi mi się odpowiednio długa luka w grafiku, śmigam w jej kierunku. Tym razem śmignęłam w towarzystwie naszego wspólnego przyjaciela, co w sposób znaczący nadało nowy charakter naszemu spotkaniu.

Oszczędzę czytelnikowi licznych "anigniotków", których urok miał zazwyczaj charakter dość osobisty i nie mam złudzeń - znudzić tylko mogą tych, co uczestnikami wydarzeń nie byli. Nie oznacza to jednak, że nic, z tego, co nas tam spotkało nie jest warte podzielenia się. Co to to nie!

Zacznę może od końca. Stoimy na peronie, czekając na pociąg do Gdyni. Konkretnie - czekamy na pociąg do Gdyni przez Warszawę dla B. Ja w drodze do domu zamierzałam zahaczyć jeszcze o Katowice.Stoimy sobie zatem na peronie, czekamy na pociąg do Gdyni i wesoło rozprawiamy. W pewnym momencie podchodzi do nas jakiś facet i grzecznie pyta mnie, czy to z tego peronu odjedzie pociąg do Warszawy. Udzieliłam uprzejmej odpowiedzi po czym zwróciłam się w stronę moich towarzyszy. "Czy ty masz napisane na czole "Informacja"?" zapytał B. P. z wrodzoną sobie delikatnością odpowiedziała: "Nie, ona po prostu tak głośno mówi, że facet nie miał wątpliwości, że mówi po polsku." Jeszcze nie przebrzmiało ostatnie jej słowo, kiedy podszedł do nas kolejny koleś i zwracając się znowu wyłacznie do mnie zapytał "Excuse me, do you know, if this is the platform for Warsaw?"

I to już byłaby dobra pointa tej historii, gdyby nie fakt, że kiedy czekałam już na swoją lokalną kolejkę pół godziny później, o pociąg do Katowic zapytał mnie jakiś typ na oko wyglądający na Włocha.

Może jednak mam na czole INFORMACJA? Dawno mu się nie przyglądałam, za bardzo w chmurach glowę noszę...

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Zapomniałaś dodać najważniejsze: że kiedy ten drugi facet odszedł, wspólnie z B. doszliście do wniosku, że to zdarzenie było "jak kropka nad i" całej tej wizyty. Oczywiście nad "i jak INFORMACJA".

Anonimowy pisze...

kropka nad "i" jak informacja .. w rzeczy samej .. poza tym tego dnia namówiony przez własne pragnienie i nie tylko, szukałem wody na dworcu (jej zapotrzebowanie nie miało związku z wysoką temperaturą powietrza..), różnica w cenie wody sprzedawanej pomiędzy przejściem pod peronami a sprzedawanej na peronie wynosi 10gr

Cebulanna pisze...

I tak oto b. nie dwa, nie trzy, a dziesięć groszy dorzucił do całości.

Nie dodał ponadto, że drugiej wody kupować nie zamierzał, ale czymże jest sztuka sugestii! Obie z p. przekonałyśmy go o wielkiej potrzebie zakupu kolejnej butelki na odcinku zaledwie 4 metrów różnicy między poziomem przejścia podziemnego a peronu.