wtorek, 26 stycznia 2010

Jak można nie dosłyszeć

Siedzimy z M. w biurze. We dwie, radio cicho gra...
- Mogłabyś mi podać mój numer telefonu? - pyta M.
- 502 660 ... - podaję pierwsze sześć liczb.
- 502 380?

poniedziałek, 11 stycznia 2010

Ważne słowo

Odwiedziłam wczoraj moją siostrę:
- A.! A.! On już mówi! - krzyczy od drzwi. Zdziwiłam się, bo mały ma niespełna 2 miesiące.
- O, proszę! A co mówi? - zapytałam uprzejmie.
- "A GUUU" i "A ŁUUUU "

czwartek, 7 stycznia 2010

Moje sekretne życie nocne

-J.... Nie mogę zasnąć.
- To policz barany, Kochanie.
- Jeden.

wtorek, 15 grudnia 2009

Uśmiechy odarte z uroku

Kiedy mój mały siostrzeniec miał 2 tygodnie życia miałam niekłamaną przyjemność po raz pierwszy trzymać go na rękach.
- A.! On się uśmiecha! - zawołałam do młodej mamy.
- Niestety... - szybko nastąpiło sprostowanie - też tak myśleliśmy. Wyczytaliśmy jednak w mądrej książce, że w tym wieku nie występuje jeszcze świadomy uśmiech, grymas go przypominający pojawia się w wyniku przesuwających się gazów w jelitach.

Obiektywnie

Kilka tygodni temu moja siostra urodziła synka. Odwiedziłam ją następnego dnia w szpitalu, żeby zobaczyć jak się oboje mają. Rozmawiamy konspiracyjnym tonem na szpitalnym korytarzu:
- A. - mówi moja A. - Śliczny jest, prawda? Nie wszystkie noworodki są ładne. Mój jest najładniejszy na oddziale!
Po chwili obok nas przechodzi inna matka ze swoim maleństwem w łóżeczku:
- A. - mówię do niej - nie chcę cię martwić, ale tamto było tak samo ładne, jak twoje!

poniedziałek, 26 października 2009

Ach te akcenty...

J. chciał mi dziś zrobić niespodziankę i skoczył rano po świeże pieczywo. W piekarni rzuciły mu się w oko świeżutkie croissant'y. Zamawia:
- Poproszę jednego croissant'a - powiedział nienagannie akcentując wypiek z francuska.
- Co podać?? - zapytała pani za ladą.
- Croissant'a - takiego francuskiego rogalika.
- Którego??
- O tego tu! - wskazał wreszcie palcem J.
- Aaaa! KRASANTA! - ucieszona rozpoznała pani sprzedawczyni.

środa, 7 października 2009

Kasztany - każdy lubi

R. uwielbia kasztany. Jej mąż zawsze narzeka, kiedy podczas spaceru żona napełnia sobie nimi kieszenie. Ale że i tak już się pomału kończą, konflikt cichnie. Ostatnio jednak poszli się przejść. Ustalenie było następujące - długi spacer, ale za to bez zbierania. Kiedy G. znudziło się chodzenie, ona zmieniła warunki:
- Dobrze, możemy już wracać, ale będę mogła pozbierać sobie kasztany.
On wyluzowany, wiedząc, że z pewnością nic już nie znajdą mówi:
- Ależ oczywiście! Jeśli jakieś znajdziesz, płacę złotówkę za każdego kasztana. Warunek - nie mogą być zniszczone i nie mogą być wyrwane z rączki małego dziecka.